Możemy żyć kilkanaście lat dłużej. Kardiolog podaje proste sposoby
Anna Kopras-Fijołek, NewsMed, Wprost: O ile moglibyśmy przedłużyć sobie życie, gdybyśmy nie palili papierosów, nie pili alkoholu?
Prof. Piotr Jankowski, kierownik Katedry i Kliniki Chorób Wewnętrznych i Gerontokardiologii Szpitala im. prof. W. Orłowskiego CMKP w Warszawie: Styl życia jest najważniejszy, jeśli chodzi o długość życia. Ważne są nasze codzienne wybory dotyczące aktywności fizycznej, to, co jemy, narażenie na dym tytoniowy, na toksyny, np. na alkohol. Efektem niezdrowego stylu życia jest duże ryzyko wystąpienia wysokiego ciśnienia, wysokiego stężenia cukru i cholesterolu we krwi, a także otyłość. Innymi słowy sami codziennym stylem życia decydujemy w dużym stopniu o wystąpieniu nadciśnienia tętniczego, hipercholesterolemii i cukrzycy, a także innych schorzeń.
Wiemy, że zwiększenie skurczowego ciśnienia tętniczego o 20 mm słupa rtęci wiąże się z dwukrotnym zwiększeniem ryzyka zgonu. Wiemy też, że zwiększenie stężenia cholesterolu LDL (to jest „złego” cholesterolu) o 1 mmol/l wiąże się ze zwiększeniem ryzyka zgonu, zawału serca, udaru mózgu o ok. 22 proc. Wiemy także, że palenie tytoniu zwiększa ryzyko zgonu, a także ryzyko wystąpienia zawału serca, nowotworów i chorób płuc w sposób liniowy – im więcej wypalamy papierosów, tym większe ryzyko chorób odtytoniowych. Ocenia się, że przy wypalaniu 20 papierosów dziennie, czyli 1 paczki, ryzyko wystąpienia zawału serca zwiększone jest 4-krotnie. Jeśli wypalamy 2 paczki – 8-krotnie. Nawet pojedyncze papierosy szkodzą. Ocenia się, że u osób, które wypalają od jednego lub kilka papierosów dziennie ryzyko zawału serca, a także zgonu jest zwiększone o kilkadziesiąt procent. Chcę podkreślić, wypalanie pojedynczych papierosów też jest szkodliwe, skraca życie.
Można na to spojrzeć z drugiej strony – ile zyskujemy, dzięki wdrożeniu regularnej aktywności fizycznej, unikaniu niezdrowych produktów żywnościowych, korekcji czynników ryzyka – zaprzestaniu palenia, skutecznemu leczeniu nadciśnienia tętniczego albo skutecznemu leczeniu wysokiego stężenia cholesterolu. Badania wskazują, że te wszystkie czynniki są w pełni odwracalne. Jeśli ktoś choruje na nadciśnienie, ale choroba jest skutecznie leczona, a ciśnienie tętnicze jest obniżone do prawidłowych wartości, podwyższenie ryzyko zgonu, a także ryzyko wystąpienia chorób serca i naczyń z powodu nadciśnienia znika. Podobnie jest z hipercholesterolemią, cukrzycą, otyłością. Także z paleniem tytoniu. Jeśli przestaniemy palić ryzyko wystąpienia zawału serca i udaru mózgu szybko spada. Już w pierwszym roku zmniejsza się dwukrotnie, a w ciągu kolejnych kilku lat dalej stopniowo się zmniejsza, by po około dwudziestu latach osiągnąć ryzyko takie jak u osób nigdy niepalących. Również ryzyko wystąpienia nowotworu u palaczy zmniejsza się istotnie po zaprzestaniu palenia. Trzeba jednak uczciwie powiedzieć, że nawet po 20-25 latach byli palacze mają nieco większe ryzyko wystąpienia choroby nowotworowej niż osoby, które nigdy nie paliły.
Można to przeliczyć na lata życia?
Tak, w przypadku ciśnienia ta zależność jest liniowa tzn. osoby z ciśnieniem na poziomie 160 mmHg żyją przeciętnie krócej niż osoby, które mają prawidłowe ciśnienie, a osoby ze skurczowym ciśnieniem na poziomie około 180 mmHg, krócej niż osoby z ciśnieniem rzędu 160 mmHg. Uśredniając, osoby z nadciśnieniem tętniczym, jeśli nie jest ono wykryte albo jest wykryte, ale nie jest skutecznie leczone, żyją krócej o ok. 10-15 lat. Podobnie jest z paleniem tytoniu. Ocenia się, że palacze żyją 13-14 lat krócej niż osoby niepalące. Osoby z cukrzycą – jeśli nie jest ona leczona albo nie jest zdiagnozowana – żyją o nawet 10-15 lat krócej niż osoby bez cukrzycy. Podobne zagrożenie niesie hipercholesterolemia: skraca życie o ponad 10 lat. Proszę sobie wyobrazić, kogoś kto pali, ma cukrzycę i nadciśnienie tętnicze. Jeśli u tej osoby obecna jest jeszcze otyłość, to oznacza dodatkowe skrócenie życia. Jeśli prowadzi się niezdrowy tryb życia, niezdrowo się odżywia, traci się kolejnych kilka lat.
Łącznie „dzięki” swoim codziennym wyborom, niewykonywaniu badań profilaktycznych, nieregularnemu stosowaniu się do zaleceń lekarskich, nieregularnemu przyjmowaniu zaleconych leków, przerywaniu terapii, co jest bardzo częste, tracimy łącznie – można śmiało powiedzieć – co najmniej 20-30 lat życia.
Czy te argumenty trafiają do pacjentów?
Niełatwo. Spotykamy pacjentów, którzy wspomniane niekorzystne efekty niezdrowego stylu życia rozumieją i dlatego zmieniają styl życia na prozdrowotny, poddają się badaniom w kierunku obecności czynników ryzyka chorób serca i naczyń, o których mówiłem, a jeśli zapadnie decyzja, wspólna decyzja – lekarza i pacjenta, o konieczności stosowania leków, to te leki stosują. Niestety, niemało pacjentów rozumie, że niezdrowy styl życia jest główną przyczyną chorób serca, ale oszukują się, mówią: – Ja jestem młody, to mnie nie dotyczy. Opowiadają, że lepiej umrzeć młodo…
… albo że „na coś trzeba umrzeć”…
Tak, to jest bardzo częste. Odpowiadam wtedy: – Tak, ale na zawał można umrzeć w wieku lat 50, a można – np. w wieku 80 lat.
Spotykamy też osoby, które nie w pełni akceptują informację o ścisłym związku między tym co jedzą, aktywności fizyczna, narażeniem na dym tytoniowy lub wysokie stężenie cholesterolu a chorobami serca, np. zawałem serca. Wreszcie do wielu grup społecznych wspomniane informacje w ogóle nie docierają.
Czego brakuje? Czy np. dzieci w szkołach powinny być, w ramach różnych zajęć, edukowane w tym zakresie?
Zdecydowanie tak. Z uznaniem przyjąłem wprowadzenie przedmiotu „edukacja zdrowotna”. Oczywiście, ważne jest, jak ten przedmiot będzie prowadzony, jak ta wiedza będzie przekazywana, czy będzie przyswajana przez dzieci i młodzież. Cieszę się, że taką decyzję podjęto, ale nie jest ona wystarczająca. Temat chorób, zdrowia, zdrowego stylu życia trzeba poruszać – oczywiście na odpowiednim poziomie – już w przedszkolach. Edukację trzeba kontynuować w szkołach podstawowych, zawodowych, w szkołach średnich. Warto dyskutować te kwestie również na uczelniach. Młodzi ludzie często nie myślą o konsekwencjach zdrowotnych swoich codziennych wyborów. Tymczasem te codzienne wybory będą miały konsekwencje za 10-15 lat. W niektórych przypadkach – wcześniej.
Ważne są również informacje, które pojawiają się w mediach, zarówno tradycyjnych, jak i elektronicznych. Ważna jest edukacja liderów opinii, influencerów, trendsetterów, którzy swoim przekazem mogą indukować korzystne lub niekorzystne zmiany w zachowaniach ludzi. Czasem niekorzystne, z punktu widzenia zdrowotnego, zachowania są wykorzystywane przez niektórych polityków w swoich kampaniach wyborczych. To nie powinno mieć miejsca. To świadczy o braku odpowiedzialności tych osób i środowisk, które wykorzystują taki przekaz.
Trzeba pamiętać również o tym, że system opieki zdrowotnej powinien być tak zorganizowany, żeby pacjenci mieli dostęp do odpowiedniej informacji, a medycy mieli czas na przystępne przekazywanie pacjentom informacji o zdrowym stylu życia, o chorobach, o czynnikach ryzyka, o sposobie ich leczenia.
Warto podkreślić także rolę medycyny pracy, której potencjał nie jest w pełni wykorzystywany. Tymczasem to właśnie z lekarzami medycyny pracy mają często kontakt osoby, które mają poczucie zdrowia, są młode, zabiegane i unikają kontaktu z systemem ochrony zdrowia. Badania wstępne i okresowe, wymagane przepisami, są często jedyną okazją kontaktu z medykami. Tu tkwi istotny potencjał – w zakresie edukacji, promocji zdrowego stylu życia, ale też wykrywania czynników ryzyka i ich leczenia.
Mówimy o stylu życia, jego znaczeniu dla naszego zdrowia, dla długości naszego życia, życia dobrej jakości – na co jeszcze warto zwrócić uwagę?
Na instytucje, których kierownictwo ma największy wpływ na stan zdrowia Polaków. Na przykład na częstość występowania takich chorób, jak nadciśnienie tętnicze, otyłość, cukrzyca, hipercholesterolemia, palenie tytoniu być może największy wpływ ma minister finansów. Ulgi podatkowe są najskuteczniejszymi metodami modulacji zachowań ludzi. Jest wiele dowodów naukowych, wskazujących że zwiększanie opodatkowania produktów niezdrowych, a także zmniejszanie obciążeń podatkowych produktów zdrowych i promujących zdrowie (to dotyczy nie tylko artykułów żywnościowych, ale również np. sprzętu sportowego) pozwala promować prozdrowotne postawy.
Istotny wpływ na zdrowie społeczeństwa, może jeszcze większy niż minister zdrowia, ma minister rozwoju i technologii. Podam przykład. W większości sklepów przy kasach na wysokości wzroku znajdują się wyroby tytoniowe oraz słodkie i słone przekąski w kolorowych, przykuwających uwagę opakowaniach.
Tuż przed kasą zazwyczaj są stoiska z alkoholem, w tym z osławionymi „małpkami”. To sprawia, że wielu klientów sięga po niezdrowe przekąski, po papierosy czy po alkohol. To dobrze przemyślana strategia marketingowa. Moim zdaniem, takie sposoby zwiększania przychodów kosztem zdrowia obywateli można by łatwo ukrócić.
Niejeden dorosły, czekając w kolejce do kasy, pomyśli, że może jeszcze wafelek, batonik, papierosy...
A ile dzieci wyciągnie rękę po batonik? Ile mam, ilu ojców podda się sugestii, a czasem płaczowi dziecka i „dla świętego spokoju” kupi coś słodkiego? Może właśnie przy kasie w zasięgu ręki powinny znajdować się na przykład kalarepka, marchewka i jabłka? Albo produkty powstałe na ich bazie?
Także architekci i urbaniści wpływają na styl życia Polaków, a przez to między innymi na częstość występowania nadciśnienia tętniczego, hipercholesterolemii, cukrzycy, otyłości oraz ostatecznie na długość życia Polaków. Budynki użyteczności publicznej, biurowce, hotele, przestrzenie miejskie, całe miasta można tak projektować, by zachęcały do aktywności fizycznej lub do niej zniechęcały. Obecnie większość budynków jest projektowana w taki sposób, że na wprost wejścia są windy, a wąskie schody są często tak „schowane”, że trzeba być zdeterminowanym, żeby je znaleźć. Powinno być – dla naszego zdrowia – odwrotnie! Na wprost głównego wejścia do budynku powinny znajdować się zachęcające do ich użycia szerokie schody.
Tymczasem z powodu niewdrożenia między innymi wspomnianych rozwiązań przeciętna długość życia Polaków jest dużo niższa niż mieszkańców krajów Zachodniej Europy lub Skandynawii. Różnica wynika w pierwszym rzędzie z większego narażenia na czynniki ryzyka chorób serca i w konsekwencji większej zapadalności na choroby układu krążenia.
Spotkał się Pan Profesor z pacjentem, który zmienił w porę tryb życia, już w dorosłym wieku i taki przykład warto podać?
Świetnym przykładem jest pan Piotr Dudek, ambasador programu „ProSenior 65+”, który prowadzimy w Szpitalu im. prof. Orłowskiego CMKP w Warszawie. W ramach tego programu oferujemy badania układu krążenia, oddechowego, nerwowego, endokrynnego, pokarmowego. Pan Piotr Dudek ma w tej chwili 96 lat, jest najstarszym na świecie – wpisanym do Księga Guinnessa – windsurferem. Wciąż pływa na desce. Pan Piotr zmienił styl życia w wielu 52 lat: rozpoczął regularne treningi, zaczął zdrowo się odżywiać i unikać inhalacji dymu tytoniowego. Wcześniej prowadził taki tryb, jak przeciętny mężczyzna w Polsce. Miał też nadwagę. Przykład Pana Piotra jest dowodem na to, że zmiana jest możliwa. Dzięki wdrożeniu zasad zdrowego stylu życia, w wieku ponad dziewięćdziesięciu lat, pan Piotr wciąż jest sprawny i cieszy się życiem. Pacjentów, którzy zmieniają styl życia i jeśli jest taka potrzeba zaczynają przyjmować leki, żeby dobrze i skutecznie leczyć nadciśnienie tętnicze, hipercholesterolemię, cukrzycę, zaprzestają palenia papierosów, jest niemało. Z bólem serca muszę jednak powiedzieć, że więcej jest takich osób, które nie zmieniają swojego stylu życia i które mówią: na coś trzeba umrzeć.
Ludzie boją się słowa: rak, a nie boją się usłyszeć: cukrzyca, nadciśnienie… Tymczasem umieralność z powodu chorób sercowo-naczyniowych jest największa…
Rzeczywiście to jest interesujące, że w większym stopniu boimy się raka niż zawału serca, bądź udaru mózgu. A Polacy umierają przede wszystkim na choroby serca i naczyń.
Pamiętajmy, że zdrowy styl życia zapobiega również występowaniu nowotworom. Regularna aktywność fizyczna, zdrowe, racjonalne odżywianie się, higieniczny tryb życia, wysypianie się, zmniejsza nie tylko ryzyko zawału serca, udaru mózgu, ale także choroby nowotworowej i wielu innych schorzeń. Zaprzestanie palenia zmniejsza ryzyko wystąpienia zawału serca, udaru mózgu, ale też ryzyko kilkudziesięciu nowotworów, w tym chociażby raka płuca.
Która nacja może być dla nas przykładem, najlepiej dba o siebie?
Wszystkie te, które żyją najdłużej, co wynika z jednej strony z prozdrowotnego stylu życia, z drugiej z łatwego dostępu do badań profilaktycznych, a także z dobrej organizacji systemu opieki zdrowotnej. Zdrowy styl życia wynika z czynników kulturowych, ale także z tych, których często brakuje w Polsce: właściwej edukacji, odpowiednich rozwiązań systemowych, odpowiednich przepisów. Na pewno dobrym przykładem są Australijczycy, Nowozelandczycy, a w Europie Holendrzy i Skandynawowie.
Znakomitym przykładem jest Finlandia. Tam, w latach 60-tych ubiegłego wieku, średnia długość życia wynosiła poniżej 60 lat. Finowie mieli bardzo niezdrową dietę i małą aktywność fizyczną. Wprowadzony w latach siedemdziesiątych narodowy program promował zdrowy styl życia oraz badania profilaktyczne. W ciągu 20 lat Finowie nie tylko zmniejszyli częstość występowania zawałów serca i udarów mózgu, ale też znacząco wydłużyli średnią długość swojego życia. W tej chwili Finlandia należy do krajów, w których żyje się najdłużej.
Kiedy my mamy na to szansę?
Gdybyśmy teraz podjęli właściwe decyzje, spowodowali korzystne zmiany w edukacji, w systemie prawnym, w rozwiązaniach urbanistycznych, architektonicznych, podatkowych, wykształcili odpowiednie kadry, zmienili odpowiednio strategię zdrowotną w 2024 roku, myślę, że w ciągu 20 lat moglibyśmy obserwować znakomite efekty.